Szukałem miejsca na wypoczynek. Ta mała grotka była okropna, nie było w niej miejsca by się ruszyć. Postanowiłem poszukać nowych terenów. Roko wydawał jakieś tgam rozkazy ale mnie to kompletnie nie interesowało. Chciałem odkryć i tyle.
Zagłębiłem się w las zachodu. Tyle tam gór i drzew. Prowadził Marley. Na pobliskiej polanie leżały jakieś nędzne istoty. Kazałem Marleyowi zaatakować jedną z nich i przynieść mi. Wilk nie czekając na moją reakcję popędził i skoczył na jakiegoś konia. Ten zaczął wierzgać. Marley wbił sie kłami w zad konia. Ale ten nie dawał za wygraną. Podszedłem na kilka kroków patrząc na cierpiącą istotę. Po kilku minutach, gdy straciła chęć do walki poddała się i upadła. Gdy wilk miał już skoczyć jej do gardła, w ostatniej chwili odepchnąłem go mówiąc:
-Zostaw Marley, to może jeszcze sie nam przydać.
Marley tylko powąchał istotę i odszedł. Ja zacząłem na nią patrzeć ze śmiechem.
-Widzisz nędzna ty! Nie wkracza się na teren ogiera!
Klacz wstała i popatrzyła na mnie srogim okiem. Nagle poczułem drżenie w nogach.
-Widzisz poco ci to było?!
Ja nie myśląc o tym co stanie sie klaczy rzuciłem się na nią. Obezwładniłem ją. Nic nie mogła zrobić. Wgryzłem się w jej tkankę, zwaną mięsem. Jej krew smakowała jak zepsute mięso nadziane podłością. Puściłem ją z jednego powodu. Zobaczyłem że nie da sobie w kaszę napluć. To zły koń. Tak jak i ja.
Zacząłem w okół niej krążyć.
-Planuje napad na Roka. Chce przejąć władzę nad stadem. Buahahhhaa!
-Aha, kolejny z gatunku ''szalony doktorek''? To i tak ci się nie uda! Roko to alfa, może nas stąd wygnać.
-Sam nie dam rady, ale z twoją pomocą już tak Wolf Dark.
-Skąd wiesz jak mam na imię?!
-Jestem jasnowidzem, czytam w myślach. I wiem że ty też chcesz zabić Roka i stworzyć coś w stylu Tartaru.
-Yyy.. nie!
-Nie oszukuj mnie.
Klacz
ze złym wzrokiem popędziła dając mi mocnego kopniaka. Nie widziałem
gdzie pobiegła, było widać tylko wielką chmurę pyłu i piachu. Zawołałem
Marleya. On od razu złapał trop i ruszył za śladami i węchem. Było już kompletnie ciemno. Drogę oświetlały tylko gwiazdy i księżyc. Jednak mój towarzysz zauważył inne wilki. Zaraz tam popędził, ja za nim też. Wolf Dark spała pod drzewem jak zabita. Jak na maszynkę do zabijania wyglądała słodko. Zza krzaków widziałem całą watahę pędzącą w jej stronę. Na przodzie trzymał się potężny prawie czterysta kilowy Basior. Nagle zaczął węszyć. Wyczuł pewnie krew z ran po ugryzieniu mojego wilka. Zaczął pędzić i pędzić w stronę klaczy. Gdy już miał na nią skoczyć wypadłem zza krzewu i zacząłem się bić z wilkiem. Klacz wtenczas się obudziła. Patrzyła na mnie z pogardą. Choć wiedziała że stanąłem w jej obronie. W końcu basior dał sobie spokój i odszedł. Ja padłem nieprzytomny. Słyszałem tylko dźwięki, ale nie mogłem z siebie wydusić ani krztyny. Wolf Dark tylko czekała. Wbiła się w moje ciało myśląc że ja już nie żyję. Wtedy lekkim głosikiem spytałem (będąc jeszcze pół-przytomny):-Wolf, dlaczego... skoro stanąłem w twojej obronie........
-Świetnie dałabym sobie rady i bez ciebie nędzny tchórzu!
Otworzyłem oczy tylko na chwilę i popatrzyłem na klacz mówiąc:
-Sama nie dałabyś sobie rady, to znajomy mi wilk, zabił wszystkich moich przyjaciół, z gromady liczącej 50 koni przetrwałem tylko ja. To magiczny wilk, on nigdy nie umrze, a klacze zabija wzrokiem, nawet nie walczy.
Gdy wydusiłem to z siebie. zamknąłem oczy i czekałem aż WD mnie puści i zostawi w spokoju.
<WD cd ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz